Unia Europejska

Zanim odpowiemy na to pytanie – zwróćmy uwagę na zagadnienie priorytetowe – dotyczy ono bezpieczeństwa. Nie tylko bezpieczniki, ale również cała instalacja elektryczna (co zresztą jest wzajemnie uwarunkowane) – muszą być optymalnie bezpieczne.

W związku z tym bezpieczniki mają spełniać pewne podstawowe wymagania – wartość wyłącznika głównego musi być odpowiednia. Co to oznacza? Nie może być zbyt niska (co mogłoby się skończyć np. „wypadnięciem” bezpiecznika i różnymi awariami) ani zbyt wysoka – wówczas niepotrzebnie tracimy energię elektryczną.

Główne zadania bezpieczników

Aby „docenić” znaczenie właściwych parametrów dotyczących pracy wyłączników, warto zwrócić uwagę na główne funkcje tych urządzeń. Mają one za zadanie wyłączać obwód elektryczny, wówczas, gdy przepłynie przez niego prąd o zbyt dużym natężeniu. Za wysokie natężenie może doprowadzić do niebezpiecznego zwarcia. Wydziela się przy tym duża ilość ciepła.

W domach stosujemy trzy rodzaje bezpieczników: bezpieczniki klasy B (chronią przed uderzeniem pioruna) C – zapewniają możliwość bezpiecznego użytkowania sprzętu elektronicznego, gwarantują redukcję przepięcia do poziomu 1,5 kV oraz bezpieczniki klasy D – montowane w puszkach, w urządzeniach i w gniazdach.

Najważniejszy jest bezpiecznik główny – to dzięki jego pracy możliwe jest utrzymanie tzw. zdolności okablowania, czyli bezawaryjnej pracy wszystkich urządzeń pobierających prąd – chodzi o funkcjonowanie w tym samym czasie.

W tym celu konieczne jest właściwe obliczenie wartości wyłącznika głównego. Najłatwiej można to uczynić wykonując proste działanie: dodajemy moc urządzeń, które pracują jednocześnie. Zazwyczaj będą to: lodówka, telewizor, komputer(y), pralka, zmywarka, oświetlenie i inne urządzenia (np. elektryczne-grzewcze).

W celu dobrania optymalnego bezpiecznika głównego, należy także wiedzieć jaką ma moc. Wartość tę wyraża się w kilowatach, ewentualnie również w kilowatoamperach. Jednostkowo nie różnią się one od siebie. Pierwsza jednostka dotyczy jednak wartości realnej, druga – odnosi się do zasilania pozornego.

Bezpiecznik a obciążenie

Pod tym względem bezpiecznik dostosowujemy do: napięcia znamionowego (napięcie w instalacji nie może być większe niż 110% napięcia znamionowego samego bezpiecznika), prądu znamionowego (określa wartość energii elektrycznej, którą może przewodzić w sposób ciągły i bezawaryjny), prądu niezadziałania (największa wartość prądu, którą jest w stanie przewodzić w danym czasie, bez stopienia się) i prądu zadziałania (najmniejsza wartość prądu, która „uruchomi” wkładkę bezpiecznika w danym czasie).

Najpopularniejsze bezpieczniki w mieszkaniach

Najczęściej w instalacjach domowych stosuje się bezpieczniki nadprądowe. Dzięki nim można skutecznie zabezpieczyć zarówno urządzenia rozdzielcze, transformatory, przewody, jak i inne elementy systemu.

Mimo rozwoju nowoczesnych technologii w wielu obszarach, również w zakresie różnych aspektów korzystania z energii elektrycznej, wciąż najpowszechniej stosowanym zabezpieczeniem domowych instalacji elektrycznych jest zabezpieczenie zwarciowe – doceniane zarówno ze względu na efektywność, jak i ekonomiczność.

Plazma już tylko w antykwariacie

Co możemy powiedzieć na temat plazmy? Przykładowo, odbiornik plazmowy pięćdziesięciocalowy podczas pracy wykazywał pobór mocy na poziomie ok. 154 W (36 cali). LED – średnio ok. 45-60 W (40 cali). Różnica jest więc zauważalna. Aby móc ocenić w miarę obiektywnie zapotrzebowanie telewizora plazmowego na prąd, należy w pierwszej kolejności uświadomić sobie jak wygląda proces funkcjonowania technologii plazmowej. Opierała się ona na gazowych pikselach, czyli mini-elektrodach umieszczonych między szklanymi płytami. Były one otoczone materiałem izolacyjnym i tlenkiem magnezu. Aby gazowe piksele generowały obraz, musiały być stale zasilane prądem (w efekcie czego zużycie energii elektrycznej było spore). Jeśli przepływał przez nie prąd, gazy zmieniane były w plazmę (z elektronami i jonami), które w wyniku przepływu prądu zmieniały ładunek i zderzały się. Powstawało wówczas promieniowanie ultrafioletowe, które powodowało, że piksel zaczynał się świecić (po przejściu przez luminofor). W ten sposób piksele wyświetlały obraz.

Wyparcie z rynku odbiorników plazmowych ma też związek z wyższymi kosztami ich produkcji. Za popularnością technologii LCD/LED przemawiała również świetna jakość obrazu, w dobrej relacji do ceny.

Od LCD do OLED

Technologia LCD polega na wyświetlaniu obrazu, który jest w tym przypadku pochodną działania ciekłych kryształów (stąd nazwa – wyświetlacz ciekłokrystaliczny). Kryształy te to cząsteczki płynne, które jednocześnie polaryzują światło na tej samej zasadzie co struktury typu krystalicznego. Dzięki energii elektrycznej można zmieniać ich ustawienie. Białe światło przechodziło przez miliony pikseli, tworząc kolorowy obraz. Niestety technologia to, ze względu na swoją złożoność sprawiała, że obraz wyświetlał się z pewnym opóźnieniem np. w stosunku do telewizorów plazmowych. Trudno też radziła sobie w słabo oświetlonych pomieszczeniach.

Połączenie technologii LCD z diodami LED dało świetne rezultaty w postaci najpopularniejszych dziś ekranów TV. Kluczem była zmiana rodzaju podświetlenia. Technologia LED kontroluje sposób przepuszczania światła i podświetlenia, dzięki czemu generowane są obrazy. Panel LCD jest oświetlany za pomocą diod, świecących w wyniku dostarczenia do nich prądu.

Efektywność i niemal bezawaryjność LED jest związana ze  strukturą diod LED-owych, które wykazują się znacznie większą wytrzymałością termiczną niż zwykłe żarówki. Diody potrzebują mniej energii – i to kolejny ich atut. Nie bez znaczenia dla odbiorcy jest oczywiście również sama jakość „emitowanego” dzięki nim obrazu. Diody LED „produkują” wyraziste i jaśniejsze kolory.

OLED – Historia zatacza koło

Obecnie na rynku coraz mocniej zaczynają rozpychać się telewizory typu OLED. Technologia ta to synergia zalet LCD oraz ekranów plazmowych. Nie wymaga podświetlania ekranu, a co za tym idzie pozwala tworzyć super cienkie ekrany o ogromnych rozmiarach, charakteryzujące się bardzo dobrą głębią kolorów. Potrafią ukazać prawdziwą czerń, z czym nie do końca radziły sobie wcześniejsze technologie. Nie występują też opóźnienia w reakcji obrazu. Na koniec warto wspomnieć również ich poborze prądu, który utrzymuje się na dość wysokim poziomie – ok. 100 W (55 cali). Technologia ta jest jednak jeszcze bardzo młoda, wiec zapewne w ciągu kilku najbliższych lat będzie to priorytet jej rozwoju.

Ostatni miesiąc roku kojarzy się oczywiście ze Świętami Bożego Narodzenia i z Sylwestrem, a pierwszy rachunek za prąd w nowym roku z niemałymi kwotami, które trzeba zapłacić za świętowanie. Na wysokość rachunku (za prąd, ewentualnie również gaz) wpływa nie tylko czas gotowania i pieczenia, ale również delektowania się świątecznymi iluminacjami. Dziś to nie tylko udekorowana światełkami choinka, ale również świetlne kurtyny, świeczniki i specjalne oświetlenie zewnętrzne. Co można zrobić, aby zmniejszyć rachunki za „świąteczny” prąd? Jest na to kilka wypróbowanych sposobów.

Po pierwsze – warto przeprowadzić domową analizę zużycia energii elektrycznej

W tym celu powinniśmy poznać moc urządzeń elektrycznych – odpowiednie informacje znajdziemy na etykietach zamieszczonych na bocznych ściankach urządzeń. Podaną wartość następnie mnożymy przez 0,001 w celu uzyskania jednostki kilowat potrzebnej do dalszych obliczeń.

Wynik mnożymy przez czas użytkowania wyrażony w godzinach. W ten łatwy sposób otrzymamy informację dotyczącą ilości pobranych kilowatogodzin. W przypadku, gdy urządzenie jest aktywne często (np. codziennie) wówczas wynik mnożymy przez ilość dni.

Tak właśnie otrzymuje się koszt zużycia energii widniejący na rachunku – jest on bezpośrednio zależny od: liczby urządzeń, czasu ich działania (łącznie) mocy i ceny 1 kWh, która jest różna w zależności od tego, od jakiej firmy kupujemy prąd.

Oszczędne pieczenie i gotowanie

Czy można wprowadzić takie zmiany w organizacji pracy w kuchni przed świętami, aby odbiło się to pozytywnie na wysokości rachunku za prąd?

Oczywiście – oto kilka podstawowych i miarodajnie efektywnych zasad:

Pieczenie

O ile w przypadku codziennego zużycia prądu, zaczęlibyśmy nasze rozważania na temat redukcji kosztów zużycia prądu w kuchni od gotowania, to przed Bożym Narodzeniem zaczniemy od pieczenia – to właśnie przed świętami zdecydowanie częściej i dłużej korzystamy z piekarników.

Warto o tym pamiętać – jeśli używamy (coraz popularniejszych) kuchenek elektrycznych, że w ogólnych rachunkach za prąd przypada na nie ok. 1/5 kosztów zużycia w przeciętnym gospodarstwie domowym.

Jeśli nie jest to konieczne – nie rozgrzewajmy piekarnika przed włożeniem potrawy (powoduje to ok. 20 proc. strat energii).

Wyłączmy piekarnik na ok. 10 min przed zakończeniem pieczenia – temperatura będzie się utrzymywać, a piekarnik nie zużyje już więcej energii.

Stosujmy możliwie najniższą temperaturę do pieczenia.

Nie otwierajmy drzwiczek piekarnika podczas pieczenia – w ten sposób tracimy co najmniej 10 proc. ciepła. Poza tym może to niekorzystnie wpłynąć na sam proces pieczenia.

Stosujmy termoobieg. Dzięki temu możemy oszczędzić podwójnie – piekarnik nie tylko szybciej się rozgrzeje, co pozwala obniżyć temperaturę pieczenia nawet o ok. 30°C, ale również czas – używając termoobiegu możemy piec w jednym czasie kilka potraw, na różnych poziomach piekarnika.

Gotowanie

Gotujmy w możliwie jak najmniejszej ilości wody.

Stosujmy pokrywki (w ten sposób oszczędzimy nawet do 30 proc. energii).

Na kilka minut przed zakończeniem gotowania wyłączmy kuchenkę (skorzystamy w ten sposób za darmo z tzw. ciepła resztkowego).

Pamiętajmy, aby średnica garnka nie była mniejsza (może być większa) od pola palnika. W innym przypadku zupełnie niepotrzebnie stracimy energię, która „ucieknie” poza garnek.

Naczynia powinny mieć płaskie dno i przylegać do powierzchni grzewczej. Nie powinny być grubsze niż 3-5 mm. Niedopełnienie tych prostych zasad skutkuje traceniem energii w ilości nawet do 50 proc. Z tego samego powodu (dobrego przylegania do palnika czy płyty) – dno garnków powinno też być czyste.

Nie warto gotować produktów zamrożonych – powoduje to znaczną utratę energii (do 50 proc.).

Podgrzewajmy tylko taką porcje jedzenia, jaką planujemy zjeść (czyli np. wystarczy garnek jednolitrowy, zamiast kilkulitrowego).

Zanim potrawa się zagotuje – ustawmy moc kuchenki na maksimum, a później sukcesywnie ją zmniejszajmy.

Z roku na rok w okresie Bożego Narodzenia przybywa dekoracji świetlnych wokół naszych domów. Ozdabiamy światełkami choinki i podjazdy oraz ogrody, w których na kilka zimowych tygodni goszczą świecące bałwanki, renifery i mikołaje. Na balkonach pięknie prezentują się lampki w formie sopli i migoczące kurtyny. Zaczarowujemy zimę, która dzięki tym pięknym dekoracjom staje się wręcz bajkowa. Oczarowani spektakularnymi efektami, czasami zapominamy o innych kwestiach związanych z tego rodzaju instalacjami – wszystkie dekoracje świetlne muszą być przede wszystkim bezpieczne i niezbyt energochłonne – w innym przypadku tuż po demontażu dekoracji możemy dość „brutalnie” zetknąć się z niezbyt już baśniowym… rachunkiem za prąd.

Na szczęście – wybór świątecznych światełek może być swego rodzaju produktem „2 w 1” – nie musimy oszczędzać na pięknym efekcie, by zredukować zwiększone w okresie świątecznym wydatki na oświetlenie. Wystarczy trzymać się kilku elementarnych zasad.

Zacznijmy od tego co najistotniejsze – bezpieczeństwa

W przypadku oświetlenia zewnętrznego należy spełnić szczególne warunki – pamiętajmy, że lampki muszą sobie „poradzić” nawet w ekstremalnych warunkach pogodowych. W związku z tym zwracajmy uwagę na to, aby zestawy, które zamierzamy zainstalować na zewnątrz, posiadały odpowiedni współczynnik ochrony – informuje nas o tym oznakowanie Index of Protection – w skrócie: IP. Nie powinno mieć wartości niższych niż 65. Lampki takie (i inny asortyment) są w pełni bezpieczne – decyduje o tym całkowita szczelność i ochrona np. przed deszczem, wiatrem czy mrozem.

Wspominając o najważniejszych zasadach dotyczących bezpieczeństwa zewnętrznych zestawów świetlnych koniecznie zwróćmy też uwagę na inne oznakowanie: CE – oznacza ono (w przypadku wszystkich produktów elektrycznych) że wyrób był zweryfikowany pod względem bezpieczeństwa i nadaje się do użytku. Jeśli na opakowaniu nie znajdziemy takiego symbolu – nie decydujmy się na zakup.

Lampki do użytku domowego i zewnętrznego – czym się różnią?

Wielu z nas bagatelizuje informacje na temat możliwości zastosowania produktów tego rodzaju: wewnątrz pomieszczeń albo na zewnątrz. „Na oko” wiele takich artykułów prezentuje się podobnie – nic bardziej mylnego!

Zarówno sama instalacja, jak i lampki wykonane są bowiem z innych materiałów, które wykazują się większą wytrzymałością na zmienne warunki (wilgoć, kurz, pył itp.). W zestawach do użytku zewnętrznego stosuje się też odporne na zmienne warunki atmosferyczne złącza i przedłużacze. Pamiętajmy, że wszystkie elementy, które mają „kontakt” z prądem również muszą posiadać IP na poziomie 65.

Same żaróweczki mogą być natomiast tradycyjne albo LED-owe, choć popularność w ostatnich latach, zyskują przede wszystkim te ostatnie.

Jak nie zapłacić fortuny za dekorację świetlną?

Wiele osób zdecydowałoby się zapewne na wyjątkowe, świąteczne ozdobienie domu również z zewnątrz, gdyby nie spodziewane wysokie koszty oświetlenia zewnętrznego. Czy na pewno muszą takie być?

Jak zwykle – wiele w tej kwestii zależy od nas. Można postarać się o atrakcyjny efekt, a jednocześnie nie przepłacać. Lampki na pewno nie muszą świecić przez całą dobę, ani nawet przez kilkanaście godzin. O ile w domu zazwyczaj pamiętamy o tym, żeby np. na noc je gasić, to z oświetleniem zewnętrznym bywa różnie, dlatego warto zaopatrzyć się w sterowniki, dzięki którym oświetlenie będzie się włączało i wyłączało automatycznie. Wbrew pozorom takie rozwiązania wcale nie są drogie – wystarczy zapatrzyć się w odpowiedni sterownik – popularne są zarówno czujniki zmierzchu, które reagują na to jakie jest światło na zewnątrz i w zależności od tego włączą albo wyłączą oświetlenie, jak i urządzenia, dzięki którym będziemy mogli samodzielnie zaplanować godziny włączeń i wyłączeń zestawów świetlnych.

 

Urządzenia bezprzewodowe nie bez powodu cieszą się dużym zainteresowaniem użytkowników – ich podstawowa zaleta to ułatwienie codziennego funkcjonowania. Nie inaczej jest z coraz popularniejszymi indukcyjnymi ładowarkami do telefonów.

Nie da się nie zauważyć, że na rynku pojawia się coraz więcej produktów tego typu, zarówno uznanych marek, jak i artykułów no name, pochodzących z Azji. Jeśli chcielibyśmy spróbować, czy ładowarki tego typu mogą konkurować z ładowarkami tradycyjnymi – na pewno wydatek rzędu kilkudziesięciu złotych nie będzie nas stresował, ale czy się opłaci? Nawet pobieżny przegląd oferty rynkowej pozwoli nam dojść do kilku istotnych wniosków w tym zakresie.

Jak działa ładowarka indukcyjna?
Na początku warto zadać sobie kluczowe pytanie – w jaki sposób działa ładowarka i czy możliwości techniczne takiego urządzenia przekładają się bezpośrednio na rzeczywistą funkcjonalność i koszty jego działania?

Ładowarka indukcyjna, jak już sama nazwa wskazuje, działa na zasadzie indukcji elektromagnetycznej. W ładowarce znajduje się cewka nadawcza (taką funkcję pełni zwinięty przewód). Wokół cewki (w momencie przepływu prądu zmiennego) powstaje pole elektromagnetyczne, które działa na cewkę odbiorczą, znajdującą się w telefonie. Siła działania pola uzależniona jest bezpośrednio od wielkości kabla (liczby zwojów) i przepływającego przez cewkę prądu.

Zazwyczaj cewka odbiorcza znajduje się mniej więcej pośrodku tyłu telefonu.

Cewka nadawcza w ładowarce ma charakterystyczny kształt – to nic innego, tylko zwinięty (koliście) kabelek. Upewnimy się, że ładowarka jest indukcyjna, jeśli znajdziemy na niej oznakowanie Qi – określające jednolity standard bezprzewodowego ładowania (stworzony przez organizację WPC (Wireless Power Consortium).

Technologia bezprzewodowa nie jest niczym skomplikowanym, zatem nawet jeśli nie posiadamy telefonu wyposażonego przez producenta w cewkę odbiorczą – możemy tę funkcję łatwo łatwo „dodać” do naszego aparatu. Bez większego problemu kupimy specjalną nakładkę, którą instaluje się pod obudową telefonu.

Różne modele – podobne działanie
Ładowarek na rynku przybywa – tak jak już wyżej wspomnieliśmy – są to zarówno modele znanych producentów, jak i azjatyckie no name. Większość to proste urządzenia bez żadnych funkcji dodatkowych, ale można również spotkać ładowarki stworzone z myślą o klientach lubujących się w gadżetach.

Tak więc znajdziemy m.in.: ładowarki indukcyjne wyposażone w „stanowiska” dla kilku telefonów, ładowarki z atrakcyjnym podświetleniem diodowym, modele z Bluetooth, które nie tylko ładują telefon, ale również „informują” o różnej aktywności telefonu (np. o nieodebranych połączeniach itd.).

Modele ładujące wolniej i szybciej… i tu od razu przechodzimy do jednej z najistotniejszych kwestii związanych z użytkowaniem tych urządzeń.

Ładowanie bezprzewodowe – „za i przeciw”
Ładowarki bezprzewodowe to z pewnością niedaleka „oczywistość” w podstawowym wyposażeniu smartfonów. Zanim rozwiązanie to znajdzie się w powszechnym użyciu, musi jednak zostać udoskonalone.

Głównym mankamentem ładowania indukcyjnego jest czas, jaki na takie działanie jest potrzebny. Ładowarki bezprzewodowe działają o wiele wolniej niż tradycyjne.

Niezależnie od modelu (poza ładowarkami typu fast, których na razie jest niewiele, poza tym nie wszyscy użytkownicy są zadowoleni z ich działania, z uwagi na dołączony do nich dość głośny wentylator) cykl ładowania trwa około 2,5 – 3 godzin. Typowej ładowarce przewodowej nie zajmuje to więcej niż ok. półtora godziny.

Taka wydajność ma też przełożenie na inne parametry – sprawność ładowarek do telefonów w ogóle nie należy do optymalnych (co najmniej 20 proc. energii czerpanej przez ładowarkę podłączoną do gniazdka jest marnowane – choćby poprzez nadmierne nagrzewanie się podzespołów telefonu). Na tym tle ładowarki indukcyjne prezentują się jeszcze słabiej.

Są też mniej stabilne – wystarczy minimalny ruch, aby ładowarka działała gorzej lub lepiej. Musimy zatem metodą prób i błędów znaleźć optymalne miejsce, do którego powinniśmy przykładać ładowarkę do telefonu (chodzi tu o lokalizację cewki odbiorczej). Minimalne przemieszczenie może znacząco wydłużyć czas ładowania.

Czy zatem warto pozbywać się tradycyjnych ładowarek? Na razie trudno takie rozwiązanie rekomendować, ładowarka indukcyjna może jednak z powodzeniem pełnić funkcję pomocniczą.

artykuł pochodzi z naszego poprzedniego bloga: http://ogarniamprad.weebly.com/strona-g322oacutewna/wady-i-zalety-ladowarek-indukcyjnych-do-telefonow

Unia Europejska Narodowe Centrum Badań i Rozwoju Rzeczpospolita Polska Fundusze Europejskie

Szukasz taniego prądu dla firmy? Porównaj oferty sprzedawców i wybierz najkorzystniejszą.
This is default text for notification bar