W sytuacji, w której najbardziej wyrafinowane techniki negocjacyjne zawodzą i nie gwarantują już obniżki proponowanych przez spółki obrotu cen energii elektrycznej, gdy każdy dzień zaczyna się od sprawdzenia notowań cen hurtowych na Towarowej Giełdzie Energii i próby wbicia się w kolejny „dołek”, gdy szef nerwowo pyta „Panie Heniu spadło coś wreszcie?”, a wszyscy wokół mówią, że ceny już tylko pójdą w górę i trzeba przygotować się na drożyznę, nie można już bazować na dotychczasowych działaniach.
Trzeba dokonać diametralnej zmiany w podejściu do kosztów energii.
Co to oznacza?
Można rozważyć wejście w PV, kogenerację lub biogaz – dywersyfikacja jest jedną z dróg i warto o niej pomysleć. Dziś na rynku jest wiele rozwiązań i można dopasować je do specyfiki branży, w której działa Twoja firma. Warto przy tym zacząć od dobrego audytu energetycznego i zbadania obszarów do optymalizacji kosztów.
Niemniej takie rozwiązania, choć niewątpliwie konieczne, wymagają zainwestowania środków finansowych „na wejściu”.
Jest jedno rozwiązanie, które nie poddaje się tej logice 🙂
W tym rozwiązaniu to wielka energetyka płaci Ci pieniądze i to dobre pieniądze. Bo jest Twoim beneficjentem!
Niemożliwe? A jednak!
DSR – bo o nim mowa – to zdolność firm do redukcji zapotrzebowania na energię w określonych porach roku i godzinach doby, wtedy gdy jest ona najdroższa. To możliwość uzyskania stałego wynagrodzenia za samą tylko gotowość do obniżenia lub przesunięcia poboru.
Jeśli masz jeszcze w firmie agregat prądotwórczy, z którego Polskie Sieci Elektroenergetyczne mogłyby skorzystać gdy brakuje im mocy, możesz naprawdę mieć kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie więcej na koncie.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że udział w tym programie jest dla firm całkowicie bezpłatny!
A w momencie faktycznego wypełnienia deklarowanej redukcji za każdą MWh dostaniesz dodatkowo od 5000 do 8000 PLN.
Ogarniamprad.pl zawsze daje coś więcej od siebie niż standardowa oferta, dlatego i tym razem uczestnicy projektu OP&L poza podstawowymi korzyściami programu DSR uzyskują:
• Bezpłatne opomiarowanie swojego zakładu,
• Optymalizacje kosztów na zasadzie „Success Fee”,
• Lepszą pozycję negocjacyjną przy zakupie energii na kolejny okres,
(i kilka miłych niespodzianek dla wybranych uczestników).
Jak dokładnie to działa i jak można z tego skorzystać dowiesz się kontaktując się z nami!
Naprawdę warto!
Nie masz nic do stracenia, a wiele do zyskania. Sprawdź chociaż czy Ty również możesz wziąć udział w tym programie. Ostateczny termin zamknięcia naboru na rok 2020 to 3 październik 2019 r., widzisz więc, że czasu nie ma zbyt wiele. Zawsze jednak będzie możliwość udziału w programie w kolejnym roku.
Napisz do nas kiedy chciałbyś porozmawiać telefonicznie, a może spotkać się osobiście.
Zadzwonimy i umówimy się z Tobą.
Możesz również sam do nas zadzwonić w dogodnej dla siebie porze. Tel. +48 735 443 312
Jeżeli na tym etapie chciałbyś po prostu dowiedzieć się niezobowiązująco czegoś więcej o tym programie, pobierz bezpłatny informator.
Do usłyszenia
Dzień Godziny dla Ziemi to związana z zieloną polityką ogólnoświatowa akcja World Wide Fund for Nature (WWF). Odbywa się o stałej godzinie w każdą ostatnią sobotę marca, a wszystko zaczęło się dokładnie 10 lat temu w Sydney. To symboliczna godzina, która ma stanowić inspirację dla tych małych i większych działań ekologicznych.
Z tego względu chcieliśmy podzielić się z Wami krótkim postem, który obrazuje jak pojedyncze działania mają znaczący wpływ na sprawy znacznie większe, a ostatecznie – na nasze środowisko.
W biznesie mamy do czynienia z fakturami: „fakturujemy” my, „fakturują” nas… Wspomniane faktury są zazwyczaj drukowane i w tej postaci trafiają do swoich adresatów. Gdyby zastanowić się nad tym procesem to pewne jest, że aby ktoś dostał do rąk fakturę potrzebny jest papier, urządzenie drukujące oraz prąd do jego zasilania. Na tym jednak nie kończy się ten łańcuch wzajemnych powiązań. Ów papier tworzą wcześniej fabryki, zużywając energię i przerabiając drewno z wyciętych drzew. Nie można pominąć również emisji CO2, który dostaje się w tym czasie do naszej atmosfery.
Jakie z tego wnioski?
Stosowanie e-faktur to dla firmy:
Liczby te jednak nie są znaczące kiedy odnosimy się do jednostek, natomiast kiedy zaczniemy patrzeć w kontekście tysięcy okazuje się, że mamy całkiem duży wpływ – czy to zaoszczędzonych łącznie pieniędzy, czy to mniejszy wpływ szkodliwego CO2, czy też zużywania energii.
Warto więc myśleć i dbać o szczegóły – to one tworzą często obraz ogółu! :), pamiętaj – masz wpływ!
*Statystyki udostępnione przez wybieramefaktury.pl.
Co słychać na rynku energii odnawialnej?
Warto zwrócić uwagę na kilka analiz i tez przeprowadzonych przez specjalistów z Agencji Bloomberga, która niedawno opublikowała raport na temat spodziewanych zmian na globalnym rynku energii w roku bieżącym.
Jedna z tez głosi, że co prawda rynek OZE (odnawialne źródła energii) będzie się nadal rozwijał (podobnie jak to miało miejsce w ostatnich latach), ale paradoksalnie – odnotowany zostanie spadek wartości inwestycji. Jaki jest tego powód? Z uwagi na rosnącą popularność tego rodzaju rozwiązań, stają się one – zgodnie z prawami rynkowymi – tańsze. Nie inaczej będzie również w Polsce, gdzie energia odnawialna staje się także coraz popularniejsza.
Łatwiejsza dostępność tanich źródeł odnawialnych stanie się też coraz istotniejsza w kwestii zabezpieczenia energii jako takiej (to zmiana jakościowa – obecnie główną rolę grają tradycyjne źródła energii). Takie cele będą mogły zostać osiągnięte jednak w dalszej perspektywie czasowej.
Więcej baterii słonecznych
Będą mieć coraz większe znaczenie w rozwoju OZE. Dlaczego? Dzięki zwiększeniu efektywności finansowej tego rodzaju instalacji. Baterie pozwalają magazynować nadmiar wyprodukowanej przez panele słoneczne energii, dzięki temu można jej używać również wtedy, gdy aktualne warunki solarne nie są korzystne.
Dziś można nadmiar wyprodukowanej energii sprzedawać, ale nie jest to zbyt opłacalne. Zdecydowanie atrakcyjniejszym rozwiązaniem będzie właśnie magazynowanie energii, z której można korzystać wtedy, gdy panele nie mają odpowiednich warunków do efektywnej pracy.
Energia w wydaniu „inteligentnym”
Wszelkiego rozwiązania typu smart, dzięki którym można na bieżąco zwiększać efektywność „zarządzania” zużyciem energii elektrycznej (i nie tylko) w domu czy w firmie, będą zyskiwały na popularności. Już teraz zwiększa się popyt na inteligentne liczniki (ten trend utrzyma się w najbliższych latach).
Z pewnością zwiększać się też będzie zainteresowanie inteligentnymi czujnikami ruchu, które są w stanie wykryć ruch w pomieszczeniach i na podstawie tej obserwacji uruchamiać, zmniejszać/zwiększać lub wyłączać różnego rodzaju urządzenia zasilane prądem.
Inteligentne okna i szkło także wesprą nas w efektywniejszej eksploatacji energii elektrycznej. Dzięki technologii elektrochromowej szkło zmienia kolor zgodnie z ilością światła i ciepła przechodzącego przez okna. To najkrótsza droga do regularnego oszczędzania – np. na kosztach ogrzewania i klimatyzacji.
Także same okna będą mogły „inteligentnie” zmieniać odcień, w zależności od nasłonecznienia/światła.
Inne trendy na rynku energii elektrycznej
Producenci LED nie muszą się obawiać zmiany trendu – wręcz przeciwnie – coraz więcej odbiorców energii elektrycznej będzie zmieniało żarówki tradycyjne na LED-owe.
Kolejny kontynuowany trend to stale rosnące zainteresowanie samochodami elektrycznymi. Czym więcej tańszych i bardziej ergonomicznych modeli samochodów tego typu na rynku, tym większy popyt. Nie bez znaczenia są też ceny ropy, jeśli będą rosnąć, wówczas z pewnością więcej kierowców pomyśli o rozwiązaniach alternatywnych.
Polski zmierzch energii wiatrowej
Na koniec niestety niepokojące wieści z rynku energii wiatrowej. Na świecie w najbliższym roku spodziewać się można w tym przypadku stabilizacji trendu wzrostowego – sektor będzie rósł w siłę, przyczynia się do tego rozwój nie tylko elektrowni lądowych, ale i morskich. W Polsce przyszłość „wiatraków” rysuje się za to w bardzo ciemnych barwach.
Pierwotny plan zakładał 15,5 procentowy udział OZE w całym koszyku energetycznym naszego kraju do końca 2020 r. Obecny rząd zdecydował się wprowadzić do ustawy nowe regulacje wspierające inne sektory – węgiel i biomasę, spadła też cena zielonych certyfikatów. Dodatkowo, gwoździem do trumny okazuje się podatek od nieruchomości, naliczany od pełnej wartości turbin wiatrowych. Całość sprawia, że wielu mniejszych przedsiębiorców i inwestorów lada dzień nie będzie w stanie ponieść tak dużych obciążeń tracąc tym samym inwestycje życia, zwłaszcza, że duża część elektrowni wiatrowych stanowi zastaw pod kredyty bankowe.
Prąd na kartę, czyli kupujemy określoną liczbę kilowatów
Karta pre-paid kojarzy się nam przede wszystkim z telefonią komórkową. Jeśli mamy na uwadze kartę przedpłaconą, za pomocą której kupujemy prąd – nie pomylimy się – gdy pomyślimy, że działa ona mniej więcej w ten sam sposób. W przypadku energii elektrycznej kupujemy po prostu określoną porcję prądu do wykorzystania. Najpierw płacimy za doładowanie – następnie korzystamy z zakupionego w ten sposób prądu.
W praktyce kupujemy kod doładowujący (zawsze ma dwadzieścia cyfr). Jeśli prawidłowo go wprowadzimy, to będziemy mogli korzystać z energii elektrycznej od razu. Jeśli doładujemy licznik za pośrednictwem internetu i e-przelewu, aktualizacja licznika może nastąpić w ciągu jednego kwadransa (gdy korzystamy z usług banku współpracującego z dostawcą albo do 24 godzin – w przypadku banku spoza listy banków współpracujących).
Nie musimy się też obawiać, że mimo wykupienia prądu, nie będziemy mogli korzystać z niego w czasie aktualizacji (a zazwyczaj potrzebny nam jest na już) – większość liczników ma już funkcję debetową, dzięki której możemy korzystać z prądu „na kredyt”. Liczba kilowatów zostanie zweryfikowana po finalizacji procesu aktualizacji licznika.
Każdy kod dostosowany jest do określonego licznika, nie można ich stosować zamiennie. Z danego kodu można skorzystać tylko jeden raz.
Każda karta (niezależnie, czy będzie mieć taką formę, czy wybierzemy token albo klucz) posiada swój numer, następnie korzystając z takiej karty, możemy dokupywać kolejne doładowania.
Kody są dostępne w stacjonarnych i internetowych biurach obsługi klienta dostawców prądu, bywa (choć coraz rzadziej) że również w tzw. energomatach i u partnerów (np. w sieciach handlowych itp.).
Licznik przedpłacony – formalności
Sprzedawcy oferują dwa typy liczników – do układu jednofazowego i trójfazowego. Aby ubiegać się o instalację takiego urządzenia, należy złożyć wniosek. Nie zawsze będzie on rozpatrzony pozytywnie – trzeba pamiętać, że licznik pre-paid jest dla sprzedawców prądu mniej opłacalny niż „zwykły” – są jednak sytuacje (nie bez wpływu jest tu również sam rynek, na którym klient i jego wymagania są coraz istotniejsze), gdy licznik zostanie zainstalowany.
Do niedawna liczniki przedpłacone były instalowane przez samych operatorów u tych klientów, którzy spóźniali się z płatnościami, wówczas licznik taki (po deklaracji spłaty zadłużenia i podpisaniu aneksu do umowy) był zainstalowany na koszt operatora.
Zazwyczaj jednak instalacja jest odpłatna i zależna od woli operatora. We wniosku poza danymi należy podać przyczynę, dla której chcielibyśmy korzystać z licznika przedpłaconego. Są to zazwyczaj: sezonowe korzystanie z lokalu (np. domek letniskowy) wynajmowanie lokalu (brak tytułu prawnego do niego) użytkowanie lokalu, do którego mamy tytuł prawny, przez najemcę.
Pamiętajmy, że nawet wówczas, gdy otrzymamy zgodę na instalację – sam licznik będzie nadal własnością zakładu energetycznego, my będziemy go użytkować na zasadzie dzierżawy.
Prowadzisz firmę?
Kliknij w przycisk i sprawdź jak możesz zoptymalizować koszty energii.
Czy to się opłaca?
Liczniki przedpłacone – pod wieloma względami – mogą być opłacalne, ale nie zawsze. Przede wszystkim z takiej możliwości powinni korzystać w/w właściciele lokali na wynajem (wówczas nie muszą się oni obawiać niezapłaconych przez najemców rachunków), czy posiadacze domków letniskowych.
Musimy jednak pamiętać, że koszty związane z takim licznikiem dotyczą nie tylko instalacji (ok. 400 zł w przypadku jednofazowego i 700 w przypadku trójfazowego – można zazwyczaj rozłożyć tę kwotę na raty), ale również eksploatacji. W zamian za korzystanie z sieci obowiązują nas są bowiem opłaty stałe, naliczane zazwyczaj raz na miesiąc i odliczane od kwoty, na jaką zakupiliśmy kartę (od pierwszej transakcji w danym miesiącu).
Choć na początku faktycznie rachunki mogą być wysokie, to musimy pamiętać, że finalnie nasze wydatki rozliczyć musimy w dłuższej perspektywie. Na ogólny bilans licznika przedpłatowego składają się bowiem okresy kiedy zapłacimy za wykorzystaną energię jak i te, w których nie będziemy jej zużywać, a wiec i nie będziemy za nią płacić.
Korzystanie z prądu w „wersji” pre-paid na pewno sprzyja również bardziej racjonalnemu wykorzystaniu energii – zawsze możemy sprawdzić stan licznika. Unikniemy zadłużenia, a także sytuacji, w których ktoś bezwiednie lub też z premedytacja będzie korzystać z naszej energii.
Zanim odpowiemy na to pytanie – zwróćmy uwagę na zagadnienie priorytetowe – dotyczy ono bezpieczeństwa. Nie tylko bezpieczniki, ale również cała instalacja elektryczna (co zresztą jest wzajemnie uwarunkowane) – muszą być optymalnie bezpieczne.
W związku z tym bezpieczniki mają spełniać pewne podstawowe wymagania – wartość wyłącznika głównego musi być odpowiednia. Co to oznacza? Nie może być zbyt niska (co mogłoby się skończyć np. „wypadnięciem” bezpiecznika i różnymi awariami) ani zbyt wysoka – wówczas niepotrzebnie tracimy energię elektryczną.
Główne zadania bezpieczników
Aby „docenić” znaczenie właściwych parametrów dotyczących pracy wyłączników, warto zwrócić uwagę na główne funkcje tych urządzeń. Mają one za zadanie wyłączać obwód elektryczny, wówczas, gdy przepłynie przez niego prąd o zbyt dużym natężeniu. Za wysokie natężenie może doprowadzić do niebezpiecznego zwarcia. Wydziela się przy tym duża ilość ciepła.
W domach stosujemy trzy rodzaje bezpieczników: bezpieczniki klasy B (chronią przed uderzeniem pioruna) C – zapewniają możliwość bezpiecznego użytkowania sprzętu elektronicznego, gwarantują redukcję przepięcia do poziomu 1,5 kV oraz bezpieczniki klasy D – montowane w puszkach, w urządzeniach i w gniazdach.
Najważniejszy jest bezpiecznik główny – to dzięki jego pracy możliwe jest utrzymanie tzw. zdolności okablowania, czyli bezawaryjnej pracy wszystkich urządzeń pobierających prąd – chodzi o funkcjonowanie w tym samym czasie.
W tym celu konieczne jest właściwe obliczenie wartości wyłącznika głównego. Najłatwiej można to uczynić wykonując proste działanie: dodajemy moc urządzeń, które pracują jednocześnie. Zazwyczaj będą to: lodówka, telewizor, komputer(y), pralka, zmywarka, oświetlenie i inne urządzenia (np. elektryczne-grzewcze).
W celu dobrania optymalnego bezpiecznika głównego, należy także wiedzieć jaką ma moc. Wartość tę wyraża się w kilowatach, ewentualnie również w kilowatoamperach. Jednostkowo nie różnią się one od siebie. Pierwsza jednostka dotyczy jednak wartości realnej, druga – odnosi się do zasilania pozornego.
Bezpiecznik a obciążenie
Pod tym względem bezpiecznik dostosowujemy do: napięcia znamionowego (napięcie w instalacji nie może być większe niż 110% napięcia znamionowego samego bezpiecznika), prądu znamionowego (określa wartość energii elektrycznej, którą może przewodzić w sposób ciągły i bezawaryjny), prądu niezadziałania (największa wartość prądu, którą jest w stanie przewodzić w danym czasie, bez stopienia się) i prądu zadziałania (najmniejsza wartość prądu, która „uruchomi” wkładkę bezpiecznika w danym czasie).
Najpopularniejsze bezpieczniki w mieszkaniach
Najczęściej w instalacjach domowych stosuje się bezpieczniki nadprądowe. Dzięki nim można skutecznie zabezpieczyć zarówno urządzenia rozdzielcze, transformatory, przewody, jak i inne elementy systemu.
Mimo rozwoju nowoczesnych technologii w wielu obszarach, również w zakresie różnych aspektów korzystania z energii elektrycznej, wciąż najpowszechniej stosowanym zabezpieczeniem domowych instalacji elektrycznych jest zabezpieczenie zwarciowe – doceniane zarówno ze względu na efektywność, jak i ekonomiczność.
Urządzenia bezprzewodowe nie bez powodu cieszą się dużym zainteresowaniem użytkowników – ich podstawowa zaleta to ułatwienie codziennego funkcjonowania. Nie inaczej jest z coraz popularniejszymi indukcyjnymi ładowarkami do telefonów.
Nie da się nie zauważyć, że na rynku pojawia się coraz więcej produktów tego typu, zarówno uznanych marek, jak i artykułów no name, pochodzących z Azji. Jeśli chcielibyśmy spróbować, czy ładowarki tego typu mogą konkurować z ładowarkami tradycyjnymi – na pewno wydatek rzędu kilkudziesięciu złotych nie będzie nas stresował, ale czy się opłaci? Nawet pobieżny przegląd oferty rynkowej pozwoli nam dojść do kilku istotnych wniosków w tym zakresie.
Jak działa ładowarka indukcyjna?
Na początku warto zadać sobie kluczowe pytanie – w jaki sposób działa ładowarka i czy możliwości techniczne takiego urządzenia przekładają się bezpośrednio na rzeczywistą funkcjonalność i koszty jego działania?
Ładowarka indukcyjna, jak już sama nazwa wskazuje, działa na zasadzie indukcji elektromagnetycznej. W ładowarce znajduje się cewka nadawcza (taką funkcję pełni zwinięty przewód). Wokół cewki (w momencie przepływu prądu zmiennego) powstaje pole elektromagnetyczne, które działa na cewkę odbiorczą, znajdującą się w telefonie. Siła działania pola uzależniona jest bezpośrednio od wielkości kabla (liczby zwojów) i przepływającego przez cewkę prądu.
Zazwyczaj cewka odbiorcza znajduje się mniej więcej pośrodku tyłu telefonu.
Cewka nadawcza w ładowarce ma charakterystyczny kształt – to nic innego, tylko zwinięty (koliście) kabelek. Upewnimy się, że ładowarka jest indukcyjna, jeśli znajdziemy na niej oznakowanie Qi – określające jednolity standard bezprzewodowego ładowania (stworzony przez organizację WPC (Wireless Power Consortium).
Technologia bezprzewodowa nie jest niczym skomplikowanym, zatem nawet jeśli nie posiadamy telefonu wyposażonego przez producenta w cewkę odbiorczą – możemy tę funkcję łatwo łatwo „dodać” do naszego aparatu. Bez większego problemu kupimy specjalną nakładkę, którą instaluje się pod obudową telefonu.
Różne modele – podobne działanie
Ładowarek na rynku przybywa – tak jak już wyżej wspomnieliśmy – są to zarówno modele znanych producentów, jak i azjatyckie no name. Większość to proste urządzenia bez żadnych funkcji dodatkowych, ale można również spotkać ładowarki stworzone z myślą o klientach lubujących się w gadżetach.
Tak więc znajdziemy m.in.: ładowarki indukcyjne wyposażone w „stanowiska” dla kilku telefonów, ładowarki z atrakcyjnym podświetleniem diodowym, modele z Bluetooth, które nie tylko ładują telefon, ale również „informują” o różnej aktywności telefonu (np. o nieodebranych połączeniach itd.).
Modele ładujące wolniej i szybciej… i tu od razu przechodzimy do jednej z najistotniejszych kwestii związanych z użytkowaniem tych urządzeń.
Ładowanie bezprzewodowe – „za i przeciw”
Ładowarki bezprzewodowe to z pewnością niedaleka „oczywistość” w podstawowym wyposażeniu smartfonów. Zanim rozwiązanie to znajdzie się w powszechnym użyciu, musi jednak zostać udoskonalone.
Głównym mankamentem ładowania indukcyjnego jest czas, jaki na takie działanie jest potrzebny. Ładowarki bezprzewodowe działają o wiele wolniej niż tradycyjne.
Niezależnie od modelu (poza ładowarkami typu fast, których na razie jest niewiele, poza tym nie wszyscy użytkownicy są zadowoleni z ich działania, z uwagi na dołączony do nich dość głośny wentylator) cykl ładowania trwa około 2,5 – 3 godzin. Typowej ładowarce przewodowej nie zajmuje to więcej niż ok. półtora godziny.
Taka wydajność ma też przełożenie na inne parametry – sprawność ładowarek do telefonów w ogóle nie należy do optymalnych (co najmniej 20 proc. energii czerpanej przez ładowarkę podłączoną do gniazdka jest marnowane – choćby poprzez nadmierne nagrzewanie się podzespołów telefonu). Na tym tle ładowarki indukcyjne prezentują się jeszcze słabiej.
Są też mniej stabilne – wystarczy minimalny ruch, aby ładowarka działała gorzej lub lepiej. Musimy zatem metodą prób i błędów znaleźć optymalne miejsce, do którego powinniśmy przykładać ładowarkę do telefonu (chodzi tu o lokalizację cewki odbiorczej). Minimalne przemieszczenie może znacząco wydłużyć czas ładowania.
Czy zatem warto pozbywać się tradycyjnych ładowarek? Na razie trudno takie rozwiązanie rekomendować, ładowarka indukcyjna może jednak z powodzeniem pełnić funkcję pomocniczą.
artykuł pochodzi z naszego poprzedniego bloga: http://ogarniamprad.weebly.com/strona-g322oacutewna/wady-i-zalety-ladowarek-indukcyjnych-do-telefonow